Przeglądając allegrowe aukcje z perfumami, któregoś razu trafiłam na ten intrygujący, kobiecy, ale jednocześnie jakby wyciągnięty ze snu wariata flakon.
Zaintrygował mnie do tego stopnia, że kliknęłam sporą próbkę, nie myśląc o tym co jest w środku.
Dopiero potem udałam się na internetowe poszukiwania opinii o zawartości i się przeraziłam... Że jest straszny, że wywołuje okropne uczucia, że jest wstrętny, śmierdzi solą i o borze nie wiadomo czym jeszcze...
W końcu przyszedł dzień kiedy wraz z innymi próbkami listonosz przyniósł Womanity do mych łapek...
Brelok napełniony różową wodą otwierałam trzęsącymi się ze strachu rękoma, czekając na smród który powali mnie na glebę. No dosłownie - nastawiłam się na to, że za chwilę umrę!
Otwieram a tu... Matko i córko, wszystkie bieszczadzkie janioły i inne skrzaty - CUD!
Toż to coś takiego czego zawsze szukałam!
Kwiatowy - tak więc bardzo kobiecy. Świeży! Dużo drzewnych nut, i sól... Jest sól owszem wąchając od razu zachciewa się pić, ale tak właśnie muszą pachnieć wakacje w ekskluzywnych nadoceanicznych kurortach!
Szybko kropla na nadgarstek - większych zmian w ciągu testu się nie wyczuwa, nuty się nie zmieniają, ale to w moim przypadku dobrze bo ja chcę, żeby ta chwila trwała!
Pachną mocno, są zdecydowanie ogoniaste, przy każdym mocniejszym ruchu głowy unosi się rozgrzany obłok zapachu, zdecydowanie zwraca uwagę - ale na pewno nie jest to zapach dla każdej kobiety.
Jest zaczepny, seksowny inny. Oczywiście Thierry Mugler jest znany z nietuzinkowych rozwiązań, jego perfumy się albo kocha albo się je nienawidzi. Te - są dla mnie wprost stworzone, i już się namierzam na flaszkę 100 ml, to właśnie dzienne perfumy które są stworzone właśnie dla mnie.
xoxo
Ja akurat nie lubię perfum Muglera, ale flakony ma cudne :)
OdpowiedzUsuńmiałam próbkę, jestem na tak :)
OdpowiedzUsuń