Drugi kosmetyk który sprawiał mi nieraz kłopot - bo z kolei był za płynny jako mazidło do ciała - to olejek Alterry. Notabene zdecydowanie bardziej kocham ten migdałowo-papayowy niż ten z granatem :)
Ideałem byłoby posiadanie czegoś pomiędzy tymi kosmetykami - ale o tym co to miałoby być...Myśl długo nie chciała kiełkować ;)
Kiedy w końcu na to wpadłam - myślałam i myślałam i bałam się zdecydować - ale w końcu raz kozie śmierć - co wyjdzie... Mieszamy!
Tak więc wydłubałam z pudełeczka shea około 40 gram produktu. Ciepnęłam w czyste plastikowe pudełeczko po czymś tam...
I dolałam do tego 1/3 zawartości buteleczki olejku Alterra.
Po mozolnym i długi mieszaniu, ugniataniu i bełtaniu drewnianym patyczkiem wyszło ni mniej ni więcej coś takiego:
No i cóż... eureka!
Konsystencją przypomina to raczej mus niż balsam.
Łatwo nabrać produkt z pudełka - co przy olejku nie było takie proste bo spływał z palców zanim się go naniosło na pożądane miejsce a i wychlapać go z tej buteleczki też niełatwo...
No a masło - ciężko się rozprowadzało prawda?
Teraz wystarczy naniesiony produkt zaledwie dotknąć aby zmienił się w płynne mazidło ładnie wchłaniające się pięknie pachnące i posiadające właściwości tak masła shea jak i olejku Alterry.
Jeżeli ktoś ma ochotę na takie eksperymenty - zapraszam do pochwalenia się jak tam rezultaty - może nie jest to coś mega skomplikowanego ale ja osobiście pękam z dumy bo w końcu sama to wymyśliłam i co najważniejsze - wyszło tak jak chciałam a może nawet i lepiej :D