Jako że właśnie zapadam na nieuleczalną chorobę zwaną lakieroholizmem, latam po sklepach i wyczajam właśnie co fajniejsze okazje. Wczoraj w Naturze się nie powiem trochę obłowiłam, więc dzisiaj pierwsze cudo prezentuję - cholernie ciężkie do sfotografowania jak zauważyłam już na innych blogach, a co dopiero moim bardzo średniej jakości aparatem. Toć nawet słońce nie pomogło (a właśnie świeci po pierwszej wiosennej burzy).
Ale o samym lakierze. Ciężko go pewnie teraz już dostać, ja go wygrzebałam z czeluści wyprzedażowych półek, okazyjnie za niecałe 6 złotych.
Kolor to czerń z pomarańczowo miedzianym brokatem. Łatwo się nakłada, ale potrzebne są dwie warstwy i na pewno na jakąś bazę, bo bez niej robi się chropawy jak stara lodówka. Natomiast pięknie błyszczy i to bez topu, dosyć szybko schnie. Z trwałością nie wiem jak jest, bo w zasadzie dopiero co go nałożyłam. Pędzelek jak dla mnie wygodny, może troszkę za szeroki. Ale nic nie spływa, można w miarę precyzyjnie nałożyć. Drażni mnie trochę taka wielka zakrętka, to jest w sumie trochę nieporęczne, ale generalnie da się przeżyć.
Mam go w swoich zbiorach, ale chętnie się wymienię, bo mi nie podpasował. :/
OdpowiedzUsuńNo ja też już mam ;) Ale jeśli komuś się spodoba to może da znać :)
UsuńPodoba mi się bardzo, ale wystarczy mi ten z wampirzej limitki ;)
OdpowiedzUsuń