piątek, 29 czerwca 2012
Adult only! :P Chlipię i skarżę się na swój los (bom głupia)...
Wczoraj machnęłam włosy bezamoniakowym kremem koloryzującym (Palette - ten na obrazku powyżej) - a po farbowaniu nie użyłam ani oleju ani OMO - po prostu spłukałam i nałożyłam na chwilę odżywkę z babassu. I wiecie co? SIANO! Na dodatek odrosty zostały burgundowe po kremie koloryzującym z henną Delii a końcówki są brązowe jak na opakowaniu. Niby jakoś bardzo się to w oczy nie rzuca, tylko w słońcu widać - ale ja widzę. Koszmar po prostu dzisiaj od rana nakładam co jakiś czas serum - włosy piją jak wściekłe, serum wnika do samego końca. Teraz zmieszałam masło shea z olejem migdałowym i serum i nałożyłam - zobaczymy co będzie rano...
A trzeba było grzecznie zakupić ponownie Delię która jest ziołowa i mi służy - włosy są po niej miękkie i gładkie i na dodatek ładne kolory wychodzą... Zachciało mi się kolorowego zegarka dodawanego w promocji to teraz mam wrrr... Kurwa mać - nigdy więcej przygłupich eksperymentów!
Morze Martwe - zabieg na stopy z glinką ghassoul
Witajcie kobietki :)
Buszując po drogerii mającej w ofercie kosmetyki ze Starej Mydlarni natrafiłam na słój zawierający biało-szary mocno grudkowany proszek.
Wczoraj wieczorem w kamionkowej miseczce rozrobiłam 100 gram produktu z odrobiną wody. Powstało coś na kształt (konsystencję raczej) morskiego piasku wymieszanego z wodą.
Papkę nałożyłam na me spragnione odnowy stópki i zawinęłam obydwie w folię.
Siedziałam z tym kompresem jakieś pół godziny, choć producent zaleca 15 minut - ale myślę, że te 15 minut to zdecydowanie za krótko. Po tym jak minął czas zabiegu spłukałam papkę prysznicem - i od razu - pozytywny szok. Razem z papką spłynęły suche, upierdliwe skórki które się łuszczyły i żaden peeling im w ogóle nie dawał rady! Skóra zrobiła się jasna, mięciutka i nawilżona co w ogóle uważałam za nieprawdopodobne bo moje stopy wszelkiemu nawilżeniu zawsze się skutecznie opierały.
Po wysuszeniu jeszcze przez kilka godzin odczuwałam przyjemny chłód zapewne spowodowany olejkami miętowym i eukaliptusowym. Paznokcie zrobiły się miękkie dzięki czemu łatwiej było zadbać o ich pielęgnację, be konieczności godzinnego moczenia w wodzie (a mam bardzo twarde i na co dzień takie wymoczenie to konieczność) a na dodatek skórki które z reguły trzeba było usuwać za pomocą oddzielnych preparatów zniknęły same.
Bardzo jestem zadowolona z tego produktu - sucha i szorstka skóra na pęcinach ;) to już wspomnienie, pięty są jasne i różowe - no bajka!
Powiem tylko że pod koniec zabiegu już trochę szczypało nie wiem cy solą czy tak już działało mocne stężenie olejków - ale na pewno nie jest to preparat delikatny, to niezły hardcore - ale jeśli uważacie że potrzebujecie solidnego HELP dla stóp - to będzie Wam dobrze służył.
Znacie Starą Mydlarnię w ogóle? Polecacie jeszcze coś ciekawego z ich asortymentu?
Buszując po drogerii mającej w ofercie kosmetyki ze Starej Mydlarni natrafiłam na słój zawierający biało-szary mocno grudkowany proszek.
Zabieg na stopy? Skoro nadszedł czas sandałków i inszego obuwia odkrytego - to na pewno się przyda! Ale czy zdziała cuda z moimi stopami z którymi dawno już niczego nie robiłam?
Na etykiecie napisali że owszem - tak:
MM zabieg na stopy z glinką ghassoul 400 ml
Hydromineralny zabieg z glinką Ghassoul na stopy
Nawilżenie i tonizacja stóp. Składniki zawarte w preparacie redukują suchość i łuszczenie się skóry stóp, poprawiają elastyczność i jędrność skóry stóp. Składniki aktywne: sól warzona próżniowo, sól z Morza Martwego, urea (mocznik), glinka Ghassoul, olejek miętowy, olejek eukaliptusowy. 400 ml
Sposób użycia: do kąpieli lub okładów stóp
Wczoraj wieczorem w kamionkowej miseczce rozrobiłam 100 gram produktu z odrobiną wody. Powstało coś na kształt (konsystencję raczej) morskiego piasku wymieszanego z wodą.
Papkę nałożyłam na me spragnione odnowy stópki i zawinęłam obydwie w folię.
Siedziałam z tym kompresem jakieś pół godziny, choć producent zaleca 15 minut - ale myślę, że te 15 minut to zdecydowanie za krótko. Po tym jak minął czas zabiegu spłukałam papkę prysznicem - i od razu - pozytywny szok. Razem z papką spłynęły suche, upierdliwe skórki które się łuszczyły i żaden peeling im w ogóle nie dawał rady! Skóra zrobiła się jasna, mięciutka i nawilżona co w ogóle uważałam za nieprawdopodobne bo moje stopy wszelkiemu nawilżeniu zawsze się skutecznie opierały.
Po wysuszeniu jeszcze przez kilka godzin odczuwałam przyjemny chłód zapewne spowodowany olejkami miętowym i eukaliptusowym. Paznokcie zrobiły się miękkie dzięki czemu łatwiej było zadbać o ich pielęgnację, be konieczności godzinnego moczenia w wodzie (a mam bardzo twarde i na co dzień takie wymoczenie to konieczność) a na dodatek skórki które z reguły trzeba było usuwać za pomocą oddzielnych preparatów zniknęły same.
Bardzo jestem zadowolona z tego produktu - sucha i szorstka skóra na pęcinach ;) to już wspomnienie, pięty są jasne i różowe - no bajka!
Powiem tylko że pod koniec zabiegu już trochę szczypało nie wiem cy solą czy tak już działało mocne stężenie olejków - ale na pewno nie jest to preparat delikatny, to niezły hardcore - ale jeśli uważacie że potrzebujecie solidnego HELP dla stóp - to będzie Wam dobrze służył.
Znacie Starą Mydlarnię w ogóle? Polecacie jeszcze coś ciekawego z ich asortymentu?
czwartek, 28 czerwca 2012
Catrice - Intensif'eye wet &dry shadow
Cześć dziewczyny!
Buszując po Naturze zawsze z uwagą oglądam szafę Catrice. Rzadko coś mi się tam rzuca w oczy a jak już to szczerze mówiąc odstrasza ceną - bo Essence ma rzeczy bardzo podobne a ponad połowę tańsze. Dla mnie więc wybór jest prosty.
Ale jakiś czas temu rzucił mi się w oczy spiekany marmurkowy cień z serii Intensife'eye
Buszując po Naturze zawsze z uwagą oglądam szafę Catrice. Rzadko coś mi się tam rzuca w oczy a jak już to szczerze mówiąc odstrasza ceną - bo Essence ma rzeczy bardzo podobne a ponad połowę tańsze. Dla mnie więc wybór jest prosty.
Ale jakiś czas temu rzucił mi się w oczy spiekany marmurkowy cień z serii Intensife'eye
Jest to uroczy turkusowo czarno/grafitowy z dodatkiem srebra wypiekaniec który kosztował ok.16 zł. No dużo trochę jak na takie maleństwo (0,8g) ale w drogerii było oświetlenie w którym ten cień wprawił mnie w prawdziwy zachwyt. Niestety był to pochmurny dzień - więc nie sprawdziłam jak wygląda w słońcu - co mnie potem bardzo rozczarowało bo niestety nie tak samo jak w tym oświetleniu w drogerii gdzie mienił się wręcz bajkowo...
Poniżej swatche.
Po lewej stronie - cień nałożony na sucho - nic specjalnego - wręcz do niczego się nie nadaje i nie polecam tego sposobu bo na dodatek pyli.
Po środku cień nałożony na bazę - tu już lepiej - jest intensywny ale ciężko się nim operuje nie da się nakładać ruchem rozcierającym - trzeba malować oko punktowo pacając raz koło razu.
I po prawej - cień nałożony na mokro. Niby już łatwiej z mazaniem ale z kolei kolory wychodzą nie takie jakie powinny strasznie się wtedy kolorystyka zlewa bo obydwa odcienie (turkus i czerń) powlekają się jakby odblaskową powłoczką która momentami uniemożliwia odróżnienie kolorów.
Fakt faktem, że jest wodoodporny. Polewałam swatche prysznicem - nic ich nie ruszyło nawet gorąca woda - dopiero pocieranie przyczyniło się do usuwania.
Czy kupię ponownie? Na pewno nie - to już drugi kosmetyk Catrice jaki mam - i drugi bubel!
No wybaczcie ale Essence moim zdaniem bije na głowę jakością cieni - chociażby cienie z Marblemanii - przecież mam jeden i to zupełnie co innego - inna jakość życia.
No to skoro Essence lepsze w moim odczuciu to chyba pożegnam się na stałe z Catrice - choć z żalem bo kosmetyki czasem wyglądają ładniej niż te z Essence. No ale wygląd to nie wszystko.
A Wy co myślicie o Catrice vs Essence?
środa, 27 czerwca 2012
Dairy Fun - body scrub - peach&mango
Witajcie kochane,
W sumie to już od dawna czaiłam się na produkty tej firmy ale jakoś nigdy nie było okazji do tego żeby nabyć coś z ich oferty.
A że wakacje za pasem, to szukałam dla siebie fajnego zdzieraka do ciała i tym razem wybór padł właśnie na Dairy Fun. Dairy Fun to marka brytyjskiej firmy Marba - nie wiem jak kształtują się ceny tych produktów w UK - za ten peeling zapłaciłam ok 20 złotych.
W sumie to już od dawna czaiłam się na produkty tej firmy ale jakoś nigdy nie było okazji do tego żeby nabyć coś z ich oferty.
A że wakacje za pasem, to szukałam dla siebie fajnego zdzieraka do ciała i tym razem wybór padł właśnie na Dairy Fun. Dairy Fun to marka brytyjskiej firmy Marba - nie wiem jak kształtują się ceny tych produktów w UK - za ten peeling zapłaciłam ok 20 złotych.
Na pierwszym miejscu w Dairy Fun urzekają opakowania. Kamionkowy pojemnik zamykany na klips a'la wek - przyda się na pewno i później na inne rzeczy. Tak więc ekologia rządzi - bo takiego opakowania to chyba nikt nie wyrzuci.
Ślicznie obwiązany sizalowym sznurkiem przywodzi na myśl wiejską kankę - czyli sama natura prawda?
No i tutaj niestety nie do końca bo brzydkie parabeny w składzie są. I parafina też choć szkodniki są dosyć daleko umiejscowione na liście - to jednak skrzywienie lekkie wywołuje. Niemniej jednak wosk pszczeli i oleje intrygują więc postanowiłam spróbować.
Ale przejdźmy do tego co najważniejsze - zawartości uroczego słoja. Otwieramy klip i... czujemy cudny brzoskwiniowo-mangowy zapach. No po prostu śliczny!
Peeling jest mocno zbity choć nie ma problemów z wydostaniem go z pojemniczka. Jest gęsto nafaszerowany substancją ścierającą - czyli chlorkiem sodu. To zdzierak naprawdę ostry, duże drobinki w wersji dla komandosek ;) - ale pozostawia skórę fajnie gładką - a olejowa baza pomaga w jej natłuszczeniu i poślizgu da drobinek. Zapach utrzymuje się na skórze pod warunkiem że szybko się spłuczemy a nie będziemy się jeszcze nie wiadomo ile moczyć w wannie czy pod prysznicem ;)
Uwielbiam go - ale nie wiem czy kupię ponownie, bo mam ochotę wypróbować jeszcze inne wersje zapachowe :)
Podsumowując - on tak pięknie pachnie i fajnie mnie wygładza - że wybaczam mu skuchę z parabenami i z przyjemnością się wącham po każdym użyciu :D
niedziela, 24 czerwca 2012
Avon Naturals Herbal - balsam do włosów z rumiankiem i aloesem i moje obecne OMO
Cześć słoneczka! :)
Kupiłam ten balsam dwa miesiące temu w promocji za niecałe 10 złotych. W sumie nie wiem dlaczego wtedy mój wybór padł na niego bo były w katalogu oczywiście produkty tańsze i o większej pojemności - ale skusiłam się i już.I nie żałuję, bo jeśli mam być szczera to po użyciu robi mi wiele więcej dobrego niż Isanowa odżywka z olejkiem babassu. Owszem babassu wygładza, nabłyszcza, ułatwia rozczesywanie i ładnie pachnie - ale zawartość tego niepozornego słoiczka robi to samo... Razy trzy.
Nie przesadzam - gdyby nie to że produkt jest wodnisty trochę i beznadziejnie się go wybiera ze słoika - no kto widział odżywkę do włosów w słoiku jak krem o konsystencji rzadkiej śmietany? - to uznałabym ją za najlepszy produkt jaki Avon posiada.
No ale wiadomo warto się pomęczyć żeby osiągnąć fajny efekt - i właśnie wczoraj zakupiłam drugi słoiczek - co u mnie jest niewyobrażalne bo zawsze lubię testować nowości.
Tak więc moje OMO wgląda teraz tak:
0. Olejek migdał-papaja Alterra wymieszany z masłem shea - mieszanka nakładana na noc
1. Isana odżywka z olejkiem babassu - znana wszystkim już chyba :)
2. Szampon również Isany z serii Repair Hair z olejkiem arganowym
3. Avon naturals Herbal - Care & Repair Conditioning balm
I ta czwórka daje znakomite efekty. Włosy błyszczą się, są gładkie i grzecznie się układają tak jak chcę. Jako że moje są krótkie - to myję je co drugi dzień bo szybko tracą świeżość. Nie - nie przetłuszczają się, ale mam wrażenie, że po 24 godzinach to już jest nie to - a no i noszenie przez pół dnia kasku motocyklowego też robi swoje - plus wiatr i mój głupi zwyczaj spania z poduszką na głowie ;)
Po niedługim czasie bawienia się w mycie tą metodą moje włosy wyglądają tak:
A wyglądały tak:
A W bawicie się w OMO czy Wam się nie chce? :)
sobota, 23 czerwca 2012
Takie tam myzianie...
Niby nic szczególnego a zebrałam wczoraj tyle komplementów za ten makijaż jak nigdy. Fakt że foty robione już wieczorem po całym dniu spędzonym na skuterze więc to nie pierwszy błysk świeżości.
Ofkors to paletka Circus Sleek. I testowana baza Elfa. I niezła jest - nic się nie stało z makijażem nawet w deszczu. Ale testy trwają. :)
Moje dziecię w poniedziałek wyrusza z dziadkami do Budapesztu - ale jej dobrze! Ostatni raz w Budapeszcie byłam 27 lat temu i to nocą :D Mam nadzieję, że fajne zdjęcia przywiezie małolata ;)
Ofkors to paletka Circus Sleek. I testowana baza Elfa. I niezła jest - nic się nie stało z makijażem nawet w deszczu. Ale testy trwają. :)
Moje dziecię w poniedziałek wyrusza z dziadkami do Budapesztu - ale jej dobrze! Ostatni raz w Budapeszcie byłam 27 lat temu i to nocą :D Mam nadzieję, że fajne zdjęcia przywiezie małolata ;)
piątek, 22 czerwca 2012
Mini zakupy i ciekawa akcja drogerii Hebe
Usiłowałam się przekonać do określenia zakupów "haul" ale jakoś nie umiem - nie pasuje mi to i już ;) Tak więc zakupy.
Wskoczyłam dzisiaj na chwilę do Rossmanna i Hebe. W Hebe jest promocja - od kilku dni rozdają karty stałego klienta i podobno niedługo mają przyjść mailami w zamian za wzięcie udziału w programie bony zniżkowe i atrakcyjne oferty promocyjne. Karty do wyboru są dwie - niebieska i różowa (to takie same karty tylko różnią się kolorem - dla nie lubiących różu jest wersja blue :D). Oprócz tego na maila mają przychodzić spersonalizowane promocje - gdy kupujesz kolorówkę, pielęgnację czy perfumy - to na takie promocje jakie wybierałaś produkty będziesz oferty dostawać. Ciekawe prawda?
No i rzeczone zakupy.
Wskoczyłam dzisiaj na chwilę do Rossmanna i Hebe. W Hebe jest promocja - od kilku dni rozdają karty stałego klienta i podobno niedługo mają przyjść mailami w zamian za wzięcie udziału w programie bony zniżkowe i atrakcyjne oferty promocyjne. Karty do wyboru są dwie - niebieska i różowa (to takie same karty tylko różnią się kolorem - dla nie lubiących różu jest wersja blue :D). Oprócz tego na maila mają przychodzić spersonalizowane promocje - gdy kupujesz kolorówkę, pielęgnację czy perfumy - to na takie promocje jakie wybierałaś produkty będziesz oferty dostawać. Ciekawe prawda?
No i rzeczone zakupy.
W końcu postanowiłam wypróbować Suchy Szampon Isany - jestem go naprawdę bardzo ciekawa.
Pojawił się także na półce z żelami pod prysznic letni limitowany żelik Marakuja i Kokos. Więcej w nim marakui niż kokoska ale pachnie ładnie - bez parabenów! ale za to Sodium Laurethów laurylów i innych dosyć dużo... Kolejna (przynajmniej dla mnie) nowość - to żel pod prysznic w... piance. O zapachu kwiatów jabłoni i wanilii i też limitka. Płyn do demakijażu oczu Bielendy kupiłam w Hebe bo w Rossach go nie ma. Zainteresowała mnie w nim zawartość keratyny i kwasu hialuronowego co ma pozytywnie wpływać na rzęsy i okolice oczu. I ma niwelować suchość i pieczenie - ciekawe ciekawe...
Jako że coraz bardziej świadomie dbam o włosiska me - kupiłam za niecałe 7 zł (w Rossie oczywiście) spray chroniący włosy przed słońcem. Ciekawa go jestem również bardzo - chociaż nie ma napisane jaki ma faktor ochronny. Ale zobaczymy - ma nawilżać i chronić przed wysuszeniem.
Ostatni zakup to płatki kosmetyczne z serii Lilibe - tym razem nasączone aloesem - zastanawiam się czy jest jakaś różnica pomiędzy zwykłymi a aloesowymi i czy to czasem nie jest zwykły "chłyt mantenkingowy" ;) - sprawdzę.
Macie coś z tych produktów? Jak tak to jak się sprawdzają?
buźki
AV
czwartek, 21 czerwca 2012
Blogbox dotarł! :)
W końcu mój wyczekany, upragniony, śliczny blogbox dotarł :)
Nadawcą jest Magdawe z bloga magdawe02.blogspot.com .
Magda naprawdę bardzo uważnie przeczytała moją blogboxową kartę - a wiem że nie byłam łatwą pacjentką do zdiagnozowania - więc tym bardziej dziękuję jej za dogłębne zanalizowanie i przejrzenie bloga pod kątem kosmetyków które już miałam :) Oczywiście żadnego z powyższych nigdy w łapkach nie ściskałam (prócz różowej kosteczki z Sephory ale to było bardzo dawno temu więc chętnie sobie przpomnę :)) - więc tym bardziej się cieszę.
A co znalazłam w środku?
1. Baza pod cienie ELF - z niej ucieszyłam się najbardziej, bardzo mi się podoba! :*
2. Nawilżający oleek kąpielowy - Sandałowiec, neroli róża - Green Pharmacy - pięknie pachnie, a że a ostatnio mam świra na punkcie olejków - to jestem przeszczęśliwa :)
3. Body scrub - Coffe Beans and lemon z Body Club
4. Odlewka profesjonalnej maski oczyszczającej Ziaja w pudełeczku po Pulmexie - też sie z niej bardzo cieszę bo uwielbiam paćkać się maskami a takiej jeszcze nie miałam :D
5. Różowa kostka kąpielowa Sephora
6. Próbka z The Body Shop - (żel?) oczyszczający do twarzy z olejkiem z drzewa herbacianego
7. i jeszcze dwie próbeczki - żel pod prysznic Palmolive i Nivea której z pewnych względów nie mogę użyć, ale powyższe smakołyki wynagradzają mi to po stokroć :)
Dziękuję jeszcze raz Magdzie za moc starań oraz Obsession za czuwanie nad całością i wspaniały pomysł :) Nie ma lepszego boxa od Blogboxa :)
Nadawcą jest Magdawe z bloga magdawe02.blogspot.com .
Magda naprawdę bardzo uważnie przeczytała moją blogboxową kartę - a wiem że nie byłam łatwą pacjentką do zdiagnozowania - więc tym bardziej dziękuję jej za dogłębne zanalizowanie i przejrzenie bloga pod kątem kosmetyków które już miałam :) Oczywiście żadnego z powyższych nigdy w łapkach nie ściskałam (prócz różowej kosteczki z Sephory ale to było bardzo dawno temu więc chętnie sobie przpomnę :)) - więc tym bardziej się cieszę.
A co znalazłam w środku?
1. Baza pod cienie ELF - z niej ucieszyłam się najbardziej, bardzo mi się podoba! :*
2. Nawilżający oleek kąpielowy - Sandałowiec, neroli róża - Green Pharmacy - pięknie pachnie, a że a ostatnio mam świra na punkcie olejków - to jestem przeszczęśliwa :)
3. Body scrub - Coffe Beans and lemon z Body Club
4. Odlewka profesjonalnej maski oczyszczającej Ziaja w pudełeczku po Pulmexie - też sie z niej bardzo cieszę bo uwielbiam paćkać się maskami a takiej jeszcze nie miałam :D
5. Różowa kostka kąpielowa Sephora
6. Próbka z The Body Shop - (żel?) oczyszczający do twarzy z olejkiem z drzewa herbacianego
7. i jeszcze dwie próbeczki - żel pod prysznic Palmolive i Nivea której z pewnych względów nie mogę użyć, ale powyższe smakołyki wynagradzają mi to po stokroć :)
Dziękuję jeszcze raz Magdzie za moc starań oraz Obsession za czuwanie nad całością i wspaniały pomysł :) Nie ma lepszego boxa od Blogboxa :)
czwartek, 14 czerwca 2012
Cudowny śmierdziel i zawartość wysłanego Blogboxa :)
Ostatnio stawiam w pielęgnacji twarzy na naturę. Nie używam póki co "gotowców" i sprawdzam co mi dadzą całkowicie naturalne i co najważniejsze - minimalne składowo kosmetyki.
Czyli w ruch poszły hydrolaty, kwasy, toniki, oleje no i maseczki.
I dziś chcę Wam opowiedzieć o jednej z maseczek - choć to za dużo powiedziane bo chodzi o sproszkowane algi morskie - spirulinę.
Spirulinę nabyłam w ZSK - opakowanie 30 gram. Zamknięta była tak że tylko ja miałam możliwość otworzenia za pierwszym razem - czyli nikt mi tam nie gmerał, no i doskonałe zabezpieczenie antypocztowe.
Czyli w ruch poszły hydrolaty, kwasy, toniki, oleje no i maseczki.
I dziś chcę Wam opowiedzieć o jednej z maseczek - choć to za dużo powiedziane bo chodzi o sproszkowane algi morskie - spirulinę.
Spirulinę nabyłam w ZSK - opakowanie 30 gram. Zamknięta była tak że tylko ja miałam możliwość otworzenia za pierwszym razem - czyli nikt mi tam nie gmerał, no i doskonałe zabezpieczenie antypocztowe.
Spirulina ma postać drobniutkiego zmielonego zielonego proszku - w zasadzie to nawet pyłku. Jest miałka brudzi na zielono i przeraźliwie śmierdzi... No sorry za słownictwo - ale to nie jest zapach. To jest smród. Smród zgniłych liści wodorostów i żarcia dla rybek. Dla mnie po prostu masakryczny.
Ale cierpię bo warto...
Jak wiecie dopiero co byłam chora. Przy okazji dziękuję za życzenia powrotu do zdrowia - pomogły - już jakoś dycham ;) :*
No i przez chorobę zrobiło mi się takie coś... Same przyznacie że po prostu tragedia...
Uwierzcie z przerażeniem patrzyłam w lustro...
No więc... Złapałam spirulinę, wymieszałam z wodą mineralną - położyłam na 20 minut pędzlem - a na zapach nawet katar nie pomagał... ;)
Ale po zmyciu pasqdztwa zobaczyłam to:
Helo!? Dla takiego eektu to chyba warto znieść trochę węchowych antyatrakcji co? ;))
No i to po jednym razie tak się zrobiło - prawda że cudowny śmierdziel? :D
A dla ciekawskich jeszcze zawartość wysłanego przeze mnie blogboxa :)
Blogbox był dla koleżanki o nicku Beaaatka21
Elavia
Dzięki portalowi Zdrowie i Uroda otrzymałam możliwość przetestowania suplementu wspomagającego odchudzanie "Elavia".
Czym jest Elavia?
Czy liczę na spektakularne zgubienie wagi? No raczej nie sądząc po internetowych opiniach - choć może miło się rozczaruję? Liczę zaś na pewno na oczyszczenie organizmu bo skład wygląda naturalnie i zachęcająco - w sumie same ziółka.
Czym jest Elavia?
To nowy preparat wspomagający odchudzanie w skład, którego wchodzi, aż 14 naturalnych aktywnych składników. Elavia to unikalny kompleksowy program, który przez 25 dni pomaga pozbyć się kilku kilogramów. Jeszcze zdążymy przed latem.
Elavia to suplement diety wspomagający odchudzanie dostępny jako kompleksowy program, w skład którego wchodzi: Elavia Intensive – płynny koncentrat oraz kapsułki Anti Yo-Yo na dzień i noc.Elavia Intensive – to płynny preparat, który przyjmujemy przez pierwsze 10 dni kuracji, gubiąc zbędne kilogramy. Innowacyjna formuła Elavia pomaga w odchudzaniu, a poszczególne składniki odpowiedzialne są za działanie na czterech poziomach – spalanie, drenowanie, oczyszczanie i wzmacnianie. Czternaście aktywnych składników preparatu Elavia wspiera naturalne procesy zachodzące w organizmie podczas zrzucania zbędnej masy ciała. Zielona herbata, guarana, ostrokrzew paragwajski i herbata Yunnan pomagają w spalaniu tłuszczów, koper włoski, seler i jęczmień usuwają nadmiar wody, cykoria, grejpfrut i figa indyjska eliminują toksyny, a orzeszki kola wzmacniają organizm. To co ucieszy zainteresowanych to, że preparat jest po prostu smaczny – ma intensywny malinowo-wiśniowy smak.
Po zakończeniu kuracji zwykle mamy problemy z utrzymaniem wagi. Stosując Elavię Anti Yo-Yo możemy ustabilizować osiągniętą masę ciała poprzez unikalny preparat Elavia w kapsułkach na dzień i na noc. Przyjmujemy ją przez następne 15 dni. Kapsułka na DZIEŃ już od samego rana pobudza i poprawia samopoczucie. Jest połączeniem wyciągów z zielonej herbaty, jęczmienia, ostrokrzewu paragwajskiego (maté), orzeszków kola, kopru i selera, które działają na cztery sposoby: usuwają tłuszcz, redukują wzdęcia, oczyszczają i dodają energii. Kapsułka na NOC uzupełnia i wzmacnia efekt uzyskany w dzień dzięki przedłużonemu działaniu (zastrzeżonej technologii Round-the-Clock), specyficznych, czynnych substancji. W skład kapsułek wchodzi melisa, która redukuje stres, winogrona oczyszczają organizm i poprawiają przemianę materii, a wyciąg ze strąków fasoli wspomaga pracę wątroby i ogranicza wchłanianie węglowodanów. Dzięki temu stabilizują odchudzanie i działają odstresowująco. Ta formuła preparatu została stworzona z myślą o tym by ograniczać efekt jo-jo po zakończeniu kuracji i jest jedyną taką formą dostępną na polskim rynku. (kobietamag.pl)
Czy liczę na spektakularne zgubienie wagi? No raczej nie sądząc po internetowych opiniach - choć może miło się rozczaruję? Liczę zaś na pewno na oczyszczenie organizmu bo skład wygląda naturalnie i zachęcająco - w sumie same ziółka.
wtorek, 12 czerwca 2012
Blogox...
został wysłany dziś przed 13tą :]
No to wyglądaj listonosza, bo może to do Ciebie :D
No to wyglądaj listonosza, bo może to do Ciebie :D
Lady in Purplee - Ty też wyglądaj - w końcu wysłałam do Cię nagrodę :D Przepraszam za zwłokę skarbie :*
sobota, 9 czerwca 2012
Zmogło mnie...
Wybaczcie kochane, miał być dziś post z makijażem kibicującym Holandii [pomarańczowy] ale zmogło mnie jakieś paskudne przeziębienie - ledwo widzę na oczy, mam nadzieję, że do poniedziałku wydobrzeję, dziś i jutro na planecie kobiet będzie cisza...
Mam nadzieję, że wybaczycie niedyspozycję - nie mam nawet siły kibicować... :/
buziaki:
Ania
piątek, 8 czerwca 2012
Euro2012 Challenge - pierwszy makijaż - POLSKA!!!
No to dzisiaj najważniejszy mecz! Gotowe na sportowe doznania?
Ja już tak! :D
Jeśli macie ochotę przyłączyć się do mojej zabawy - to po reguły zapraszam tutaj KLIK
czwartek, 7 czerwca 2012
Greenland - hand cream papaya-lemon
Wędrując po drogerii trafiłam na półkę na której stały produkty z firmy Greenland - których nie znałam. Wyglądały bardzo ładnie - więc w sumie co tam - skusiłam się na początek na krem do rąk.
Zaglądając na stronę producenta greenland.nl dowiadujemy się że to produkty bazujące na naturalnym składzie i organicznych składnikach (to ciekawe co w nim robią parabeny których nie dostrzegłam wcześniej bo były zaklejone naklejką?)
Ale ok. Krem mi się spodobał bo metalowa puszka prezentowała się naprawdę ładnie. Były jeszcze trzy inne rodzaje - grapefruit-ginger, lime-vanilla, coconut-tangerine - ale mnie papaya-lemon przypadł najbardziej do gustu jeśli chodzi o zapach.
Po odkręceniu słoiczka, czuć nie wiele, dopiero w samochodzie (musiałam przecież od razu :D ) okazało się, że po aplikacji ręce przecudnie pachną i to bardziej papają niż cytryną. W zapachu się zakochałam!
Krem nie jest lejący tylko dosyć gęsty ale na pewno nie tak jak masło. Jest aksamitny, śliski i z miejsca odżywia skórę!
Ręce po użyciu stają się naprawdę miękkie, a po pierwszej nocy kiedy posmarowałam dłonie - rano nie było śladu po stwardniałym naskórku na kostkach nadgarstka z którymi walczyłam od dłuższego czasu i nawet masło shea czy olejki nie pomogły w takim stopniu. A i wydawało mi się że ręce jeszcze rano pachniały papają - po całej nocy! Noooo... Za takie cuda to jestem w stanie wybaczyć i parabeny które owszem wprowadzają niesmak, no i ta parafina i alkohol w sumie też są... :/
Czy kupię krem ponownie? Nie wiem w sumie, bo po przemyśleniu nie podoba mi się skład - parafina alkohol - zobaczymy jak się będzie dalej sprawował, ale to co zrobił na ten moment z moimi dłońmi - stawia go wyżej od mojego ulubionego dotychczas kremu do rąk Garniera z miodem.
A Wy zetknęłyście się z tą firmą? Macie może jakieś inne produkty? Jeśli tak to napiszcie jak działają :)
środa, 6 czerwca 2012
Essence zmienia serię lakierów Color&Go
Od sierpnia Essence wprowadza zmiany w lakierach Color&Go. Zmienia się kształt buteleczki i niestety cena - będą trochę droższe, podejrzewam że gdzieś w okolicach 7 zł. Dziwiłam się skąd takie pustki na półkach i obniżki cen w Hebe - to teraz wszystko jasne ;)
Kolory natomiast na moje oko raczej się nie zmieniają, wiele widzę takich samych, może jakieś pojedyncze egzemplarze są inne, natomiast mam wrażenie, że jest ich zdecydowanie mniej. Na niemieckim blogu Innen Aussen znalazłam 44 odcienie teraz jest chyba ponad 50?
Ciekawe czy zmieni się ich formuła i jak będą wyglądały pędzelki...
Co Wy na taką zmianę? Moim zdaniem buteleczki są rzeczywiście ładniejsze ale co tu dużo mówić, spektakularna zmiana to to nie jest...
Kolory natomiast na moje oko raczej się nie zmieniają, wiele widzę takich samych, może jakieś pojedyncze egzemplarze są inne, natomiast mam wrażenie, że jest ich zdecydowanie mniej. Na niemieckim blogu Innen Aussen znalazłam 44 odcienie teraz jest chyba ponad 50?
Ciekawe czy zmieni się ich formuła i jak będą wyglądały pędzelki...
Co Wy na taką zmianę? Moim zdaniem buteleczki są rzeczywiście ładniejsze ale co tu dużo mówić, spektakularna zmiana to to nie jest...
Subskrybuj:
Posty (Atom)