No a w związku z urlopem - wpadłam do czeskiej wersji drogerii DM - i między innymi nabyłam właśnie ten mus do ciała:
Mus? Eeeee... Konsystencja rzadkiego jogurtu raczej - ale nie ma się co zrażać, bo pachnie po prostu jak malinowo - waniliowe marzenie. Szczerze mówiąc pachnie nawet lepiej niż żel pod prysznic Oryginal Source malinowo waniliowy - a długi czas myślałam, że nic go nie przebije.
A jak działa?
Wchłania się dosyć szybko - pewnie przez wodnistą konsystencję, ale pozostawia lekki, ale jednak wyczuwalny klejący film... Nooo - to, to już nie jest fajne.
Ale ten zapach... - wybaczam klejenie :D
Nawilża tak sobie średnio. Ja jestem rozpuszczona jak dziadowski bicz masłem shea i mieszaniną olejową, więc Balea w porównaniu z nimi naprawdę tyłka nie urywa, ale jak nie ma nic innego pod ręką - to się nada.
No a teraz skład.
Parabeny - i to sporo, alkohol też jest... Hmmm... Isana ma lepsze składy, a nie trzeba za nią przez cały kraj lecieć.
Podsumowując - balsam/mus - zapach ma boski, no i ładne opakowanie, także jak mnie najdzie ochota na wonienie malinami to się będę maziać - ale cała reszta... Mocno średnia.
Teraz testuję szampon i odżywkę z serii proffesional - odczucia mam lepsze niż co do balsamu - ale użyłam dopiero raz więc jeszcze poczekamy...
Na razie Balea trochę rozczarowuje - bo sądząc po wpisach na innych blogach wierzyłam, że to będzie szał ciał - ale ok - nie przesądzam, i sprawdzam dalej :)
A u Was co słychać? Muszę koniecznie ponadrabiać wasze blogi - mam zaległości, że hoho!